sobota, 4 listopada 2017

Od Julii do Willa

Ze snu wyrwało mnie niemiłosierne dojadanie psa. Przeciągnęłam się na łóżku, wyginając kręgosłup niczym kot. Było iść wcześniej spać. - stwierdziłam, masując kark. Jeszcze lekko zaspana poszłam do kuchni i przygotowałam sobie jajecznicę z bekonem. Kiedy już zaspokoiłam głód, nakarmiłam zwierzaki. Désiré znowu się gdzieś ulotniła, więc to na mnie spadł obowiązek wyprowadzenia Diego. Właściwie - nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałam spacerować, a jako że dzisiaj miałam cały dzień dla siebie, mogłam zafundować owczarkowi porządną zabawę. Przebrałam się w sportowe ubrania, a włosy spięłam w kitkę. Następnie przypięłam smycz do obroży i wyszłam z domu. Wiatr niczym natrętny kochanek szarpał moim kucykiem na wszystkie cztery strony świata. Długo chodziłam po betonowych chodnikach, aż w końcu za zakrętem pojawił się park. Zamiast spalin poczułam woń świeżo skoszonej trawy. Moje wspomnienia powróciły do lat dziecięcych, kiedy wraz z siostrą uciekałam w góry. Były to jedne z najpiękniejszych lat mojego życia. Od bladego świtu do samego zmierzchu bawiłam się beztrosko na łonie natury. Czy może istnieć jeszcze lepsze dzieciństwo? Gdyby nie nocne koszmary, mogłabym śmiało stwierdzić, że było one niczym z bajki. Ale w jakiej bajce matka popełnia samobójstwo, osierocając dwójkę dzieci? Z zamyślenia wyrwało mnie porządne szarpnięcie smyczą. To Diego pędził właśnie w stronę równie czarnego jak on samca. Rzucił się na niego, wgryzając się w szyję. Włączyłam się do tego pojedynku, usiłując oddzielić psy. Z pomocą nadbiegł mi właściciel drugiego owczarka. A był nim Will. Nie przypuszczałam, że spotkamy się aż tak szybko. Wspólnie udało nam się zakończyć tę jatkę. Przypuszczalnie byłam z tego wszystkiego najbardziej poszkodowana. Całe lewe ramię miałam we krwi.
- Mówiłam, że się nie polubią. - stwierdziłam, wzruszając ramionami.

Will?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz