Wstawaj wreszcie. - warknęła Désiré, ściągając ze mnie kołdrę.
Chłód przeniknął mnie, aż do samego szpiku kości. Zwinęłam się w kłębek, mrucząc coś w odpowiedzi pod nosem.
- Z tego, co pamiętam, masz wykłady o dziewiątej. Jeśli nie chcesz się spóźnić, radziłabym się pośpieszyć.
- Nie można było tak od razu? - spytałam z wyrzutem. Kątem oka zerknęłam na zegarek, który właśnie wskazywał ósmą nad ranem. Informacja o godzinie podziałała na mnie jak zastrzyk adrenaliny. Wyskoczyłam z łóżka, sprawnym krokiem udając się do łazienki. Umyłam zęby, przepłukałam twarz, a później zabrałam się za makijaż. Była to czynność, która pochłaniała zdecydowanie najwięcej mojego czasu. Niby nic szczególnego - krem matujący, rzęsy, kreski, rozświetlacz i błyszczyk na usta. Ale zanim ich użyję, muszę pobawić się w Sherlocka Holmes'a i odnaleźć te wszystkie kosmetyki. W mgnieniu oka wciągnęłam na siebie ubrania. Jako że była jeszcze w miarę wczesna godzina, usiadłam przy stole i w spokoju zjadłam śniadanie przyrządzone przez moją siostrę. To zdecydowanie ona królowała w kuchni. Potrafię gotować, ale nigdy nie mogę znaleźć na to czasu. Zbyt wiele obowiązków wzięłam sobie na głowę. Zabrałam z komody kluczyki i udałam się do garażu. Wsiadłam do suv'a, wyjechałam z posesji i udałam się w stronę uczelni. Byłam niemalże punktualna. (...) Po zajęciach pojechałam jeszcze do warsztatu swojego taty. Przebrałam się w ubranie robocze i zabrałam się za pomoc w naprawianiu silnika. Lubię łamać stereotypy. A w szczególności te, które wyznaczają obowiązki i prawa kobiety. Uważam, że każdy powinien robić w życiu to, co kocha. Bez względu na opinię innych osób. To właśnie przepis na szczęśliwy i udany żywot. Kiedy skończyłam pracować, wzięłam szybki prysznic, zmywając z siebie smary i olej. (...) Powoli posuwałam się w korku do przodu, obserwując przechodniów. Nagle jakiś wariat wjechał na pasy na czerwonym świetle. Potrącił małą dziewczynkę, dodając jeszcze gazu do dechy. Zaklęłam pod nosem, wysiadając z samochodu. Pobiegłam w stronę przejścia dla pieszych, nachylając się nad dzieckiem. Jej matka nie potrafiła opanować płaczu. Wylewała potok łez, błagając o pomoc dla swojej córeczki. Unieruchomiłam jej kręgosłup, w międzyczasie wykręcając numer na pogotowie. Do przyjazdu karetki czuwałam przy małej, na wypadek, gdyby jej się pogorszyło. Nieraz uczestniczyłam w kursie pierwszej pomocy, więc sądzę, że potrafiłabym się odpowiednio zachować. I z pewnością nie pozwoliłabym jej umrzeć. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Jasnowłosą zabrano do szpitala, a ja pojechałam jeszcze za ambulansem. Chciałam się upewnić, że nic takiego jej nie dolega. Od kobiety dowiedziałam się, że dziewczynka jest właśnie operowana. Miała krwotok wewnętrzny. Bez słowa wróciłam na parking. Siedziałam chwilę w samochodzie, starając się zapanować nad emocjami. Gdybym tylko znalazła tego palanta, najchętniej bym go zajebała. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w stronę domu. (...)
- Coś się stało? - spytała Désiré. - Wyglądasz, jakbyś miała ochotę komuś wydłubać oczy.
- Bo tak właśnie jest. - odparłam, popijając wodę z butelki. - Jakiś dupek potrącił dziecko na pasach. Teraz mała walczy o życie.
Spakowałam keyboard do futerału, wychodząc z budynku.
- Idę pośpiewać na mieście. Wrócę za jakieś trzy godziny. - rzuciłam jeszcze na odchodne.
─────────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Śpiewanie pozwala mi się uwolnić. Pozbyć wszelkich negatywnych emocji i całkowicie się zrelaksować. Dzisiejszy koncert zadedykowałam nieznajomej dziewczynce, która toczy właśnie najcięższą walkę ze wszystkich. Tej nocy postawiłam na smutne kawałki, których melodię dogrywałam na klawiszach. Śpiewałam sercem, duszą. I czerpałam z tego ogromną moc. Z początku było całkiem sporo słuchaczy. Wrzucali monety do futerału, bili brawa i odchodzili dalej. Później nie było już nikogo. Czułam się, jakbym śpiewała dla samej siebie. Nie przeszkadzało mi to. W pewnej chwili podszedł brunet o nieskazitelnej urodzie. Stał jak zaklęty, wsłuchując się w muzykę. Kiedy skończyłam śpiewać, zagadał do mnie. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, mogłam jeszcze przez chwilę popatrzeć w te jego błękitne oczy. Przypominały mi one spokojne morze o poranku. A był to widok, który wręcz uwielbiałam. Może, dlatego że sama mieszkałam w górach i rzadko kiedy wyjeżdżałam na plażę.
[ - Wow... inaczej się nie da opisać. - zaklaskał w dłonie.
- Dziękuję. - odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
- Nie jesteś przypadkiem jakąś profesjonalną wokalistką? - podszedł do mnie nieco bliżej.
- Nie. Rozumiem, że to komplement? - zaśmiałam się cicho.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Tylko nie zbyt najlepsze miejsce, dla tak pięknej i utalentowanej dziewczyny, zwłaszcza o zmroku.
- Dlaczego? - przechyliłam głowę na bok.
- Długo tu mieszkasz? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. - To miasto z reguły jest bezpieczne, jednak nie jest idealne. Są tu gangi, różne mafie, szemrane paczki, które poszczególne tereny miasta uważają za swoje. Jeśli widzą osobę, która ich zdaniem jest dla nich problemem, w szybki sposób się z nimi rozprawiają a następnego dnia, policja znajduje martwe ciało w śmietniku. - westchnął.
- Aż mnie przeszły dreszcze. - przyznałam przejeżdżając dłonią po ramieniu i śmiejąc się nerwowo. - Skąd to wszystko niby wiesz?
- Studiuję kryminologię, obecnie odbywam praktyki i miałem już takie przypadki.
- Rozumiem... w takim razie dziękuję, że mi mówisz... - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Tak w ogóle... jestem Will. - przedstawił się podając mi rękę.
- Julia. - lekko ją ujęłam, uśmiechając się.
- Piękne imię, pasuje do ciebie. - mrugnął. - Jeśli to cię pocieszy, znam miejsce, przede wszystkim bezpieczne. Tam na pewno będziesz miała wielu słuchaczy. - uśmiechnął się.
- Tak? A gdzie? - odwzajemniłam gest.
- Na drugiej starówce, niby mniej popularne miejsce, jednak zdecydowanie więcej osób godnych zaufania się tam kręci. - odparł. - Jeśli chcesz, możemy się tam przejść i przy okazji, gdy już tam będziemy zaproszę na kawę do mojej ulubionej kawiarni, która się tam znajduje. Co ty na to? ]
- Bardzo chętnie. - zgodziłam się. - Schowam tylko instrument.
Spakowałam keyboard'a do futerału, a zarobione pieniądze wsadziłam do kieszeni jeansów. Mieliśmy już iść, kiedy w rogu uliczki spostrzegłam mężczyznę. To właśnie on kierował samochodem, który nieomal zabił dziecko. Obok niego stał jeszcze jeden facet. Pieprzyć to. Nie za bardzo wiedziałam, co chcę zrobić. Ale jednego byłam pewna - nie wymsknie mi się tym razem. Popędziłam w jego stronę, zagryzając dolną wargę ze zdenerwowania.
- Sukinsyn. - warknęłam, kiedy byłam już na tyle blisko, by mógł mnie usłyszeć. - Zapłacisz za to, co zrobiłeś. Dla takich jak ty karą powinna być śmierć.
Will?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz