sobota, 4 listopada 2017
Od Willa do Julii
- Jeśli widzisz że ten dzybek mieści się w białym tle, strzelaj, jeśli nie - nakieruj tak, aby było go widać.
Dziewczyna tak też zrobiła, dalej jednak podtrzymywałem jej dłoń. Wykonała tak kilka strzałów i poszedłem po tarczę.
- No powiem ci, że nieźle. - uśmiechnąłem się pokazując jej że udało jej się trafić kilka razy.
Julia też się uśmiechnęła i widać było, że jest z siebie dumna. Przywiesiłem nową, większą tarczę i przyniosłem nieco większą broń.
- To co, spróbujemy czegoś cięższego? - uśmiechnąłem się.
- Jasne. - odwzajemniła gest.
Założyłem jej i sobie specjalne słuchawki i podałem jej broń, dokładnie ją obejrzała i naładowaliśmy.
- Tylko tą musisz mocniej trzymać, bo ma większy odrzut. - powiedziałem.
Dziewczyna spojrzała na broń a później na mnie.
- Pomożesz? - spytała.
- Jasne. - przytaknąłem i znów stanąłem w takiej pozycji, jak przed chwilą staliśmy. Jedna moja dłoń spoczywała na jej biodrze, a druga na jej dłoni i pomagałem jej podtrzymywać broń. - Tutaj jest trochę łatwiej, bo masz celownik. Za to jest właśnie cięższa i musisz delikatnie przyciskać spust, bo inaczej wyrzuci ci pocisk w powietrze. - wyjaśniłem.
Julia?
Od Julii do Willa
- Napijesz się czegoś? - spytał.
- Poproszę herbatę. - odparłam, delikatnie się uśmiechając.
Kiedy mężczyzna zniknął w kuchni, rozejrzałam się uważnie po salonie. Moją uwagę przykuł pistolet o średnim kalibrze, spoczywający na wierzchu komody. Muszę przyznać, że dobrze by było potrafić posługiwać się taką bronią. Ot, na wszelki wypadek. W końcu nigdy nie wiadomo, jaki scenariusz napisze nam życie. Trzeba więc być gotowym na wszystko. Po chwili Will wrócił, niosąc kubek parującego napoju.
- Proszę bardzo. - powiedział, kładąc naczynie na niewysokim stoliku.
- Dziękuję. - skinęłam głową, upijając łyk. - To jest twój własny pistolet?
- Zgadza się. - odrzekł, opierając się o mebel.
- Mogę go zobaczyć?
- Jasne. - uśmiechnął się, podając mi broń. - Tylko mnie nie zastrzel.
- Bez obaw. - zaśmiałam się dźwięcznie, bawiąc się rewolwerem.
- Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć, jak powinno się nim posługiwać. Mam znajomego kumpla na strzelnicy, więc możemy się tam wybrać nawet teraz.
- Naprawdę? Byłoby fajnie.
Tak więc udaliśmy się na strzelnicę. Will rzeczywiście miał chody - otrzymaliśmy upust w kasie i salę do własnej dyspozycji. Musiał być tu naprawdę częstym gościem. Wyjaśnił mi, jak odbezpieczyć broń, a następnie jaką postawę powinnam przyjąć, jeśli chcę ustrzelić jak najwięcej punktów. Posłuchałam się jego rad, ale z początku i tak nie szło mi najlepiej. Kiedy poczułam jego dłoń na swoim biodrze, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Teraz powinno być lepiej. - stwierdził, przekręcając mnie odrobinę w lewą stronę. - Staraj się celować w sam środek. Nawet jeśli nie trafisz, pocisk i tak znajdzie się w obrębie tarczy.
Will?
Od Willa do Julii
- Jeśli ma w zwyczaju rzucać się na inne psy, powinnaś kupić mu kaganiec. Najlepiej taki, który będzie wystarczająco duży aby mógł swobodnie ziać. I wcale nie mówię tego złośliwie.
- Wybacz... - Westchnęła.
- W porządku... nic mu nie będzie. - pogłaskałem lekko czarnego owczarka po głowie. - Bardziej martwię się teraz o ciebie... - spojrzałem na jej ramię.
- To nic takiego...
- Nie wydaje mi się.... chodźmy do mnie, przeszedłem kurs pierwszej pomocy i w ogóle... - podrapałem się z tyłu głowy. - Pierw odprowadzimy Diego do domu. - dodałem.
Ta choć na początku niepewna, w końcu się zgodziła. Szyliśmy w pewnej odległości od siebie, aby nie podjudzać dodatkowo psów. Kiedy jednak zamknęła go już w domu i szliśmy do mnie, byliśmy obok siebie. Mój dom nie był jakoś bardzo daleko, więc w miarę sprawnie tam doszliśmy.
Weszliśmy do środka, powiedziałem, aby usiadła na kanapie. Spuściłem psy ze smyczy i poszedłem po apteczkę, wróciłem po kilku chwilach, siadając obok niej. Pomogłem Julii ściągnąć rękaw bluzy z zranionego ramienia.
Na szczęście rana nie była na tyle głęboka, aby potrzebne było szycie. Spryskałem ją spreyem dezynfekującym, ostrożnie obmyłem gazikiem i lekko posmarowałem specjalną maścią i owinąłem bandażem.
- Powinno być w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, zawołałem od siebie Quebo, też lekko oczyściłem mu rany, nie były głębokie. - Napijesz się czegoś? - spytałem.
Julia?
Od Julii do Willa
- Mówiłam, że się nie polubią. - stwierdziłam, wzruszając ramionami.
Will?
Od Willa do Julii
Kiedy dziewczyna zlniknęła za drzwiami domu, Westchnąłem lekko. Pogłaskałem jeszcze Diego, który dalej mi się przyglądał i wróciłem do siebie. Podróż zajęła mi około 15 minut, ale to dlatego że wszedłem jeszcze na chwilę do sklepu.
Będąc już w domu, rozpakowałem drobne zakupy i wziąłem się za jedzenie swoich frytek i burgera, którego kupiłem w drodze powrotnej. No tak, jak się nie zje obiadu później jest się głodnym, a o tej porze już nie chce się gotować.
Włączyłem kolejny odcinek swojego serialu i podczas oglądania zjadłem całego burgera i frytki. Później napisałem sms do Julii.
"A to mój numer, jakby co. Dobranoc ; )"
Kiedy odcinek się skończył wyszedłem jeszcze z psami na szybkie siku, ale zaraz po tym poszedłem pod prysznic a już po 15 minutach Leżałem w łóżku i powoli zasypiałem.
*****
Dzień zapowiadał się na pogodny, na niebie niby były jakieś chmury, ale od rana świeciło słońce a termometr wskazywał dość wysoką temperaturę. Poszedłem pod prysznic, umyłem zęby i ubrałem się, po czym przygotowałem sobie śniadanie i zjadłem je ze smakiem po czym poszedłem z Quebo i Tosią na spacer do parku.
Julia?
piątek, 3 listopada 2017
Od Julii do Willa
- Będę musiała się już zbierać. - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Późno już, a jak wspominałeś, miasto nie do końca jest bezpieczne, więc wolę nie ryzykować.
- No cóż. - odparł nieusatysfakcjonowany. - W takim razie moim obowiązkiem jest cię odprowadzić pod sam dom.
- Nie musisz tego robić. I tak wiele już wiele tobie zawdzięczam.
- Drobiazg. - machnął lekceważąco ręką. - Poza tym to dla mnie sama przyjemność.
- Jak chcesz. - wywróciłam oczami, cały czas szczerze się uśmiechając.
Szliśmy krętymi ulicami, całą drogę rozmawiając. Byłam na tyle pochłonięta konwersacją, że zapomniałam skręcić w lewo, przez co musieliśmy iść okrężną drogą. Z jednej strony nawet mnie to ucieszyło. W końcu znaleźliśmy się już pod moim domem. Przy furtce przywitał mnie Diego, szczekając donośnie i merdając żwawo ogonem.
- To już tutaj. - oznajmiłam melodyjnym głosem. - Bardzo ci dziękuję. Za wszystko.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się serdecznie. - Fajny psiak. Jak się wabi? - zagaił rozmowę.
- Diego.
- Owczarki są genialne. Sam mam jednego.
- Ach, tak? Zapewne by się nie polubiły. - stwierdziłam z przekąsem. - Diego lubi dominować.
- To chyba w przeciwieństwie do jego pani, co?
- Moooże. - opowiedziałam, przeciągając samogłoskę. - Chyba się od ciebie nie uwolnię.
- Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
Znając Désiré, to zdecydowanie tak. Gdyby tylko zobaczyła Willa, w jej umyśle od razu zrodziłaby się wizja erotycznych przeżyć z nim w roli głównej. Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie podmienili jej w szpitalu. Jesteśmy tak różne, ale rozumiemy się bez słów. I choć żadna nie chce się do tego przyznać na głos, bardzo się kochamy.
- Może zrobimy tak. Dam ci swój numer i umówimy się kiedyś jeszcze, co ty na to?
- Umowa stoi.
- 693 939 112. - podyktowałam cyfry, dając mu chwilę, żeby zanotował je sobie w głowie. - Jeszcze raz, bardzo ci dziękuję. - uśmiechnęłam się najpiękniej, jak tylko potrafiłam. - Na razie.
Po chwili zniknęłam już za drzwiami, pozostawiając mężczyznę samego. Siostra już spała. Wzięłam kąpiel i przebrałam się w bieliznę. Kiedy leżałam w łóżku, czekając, aż Morfeusz porwie mnie do swej krainy, przyszedł pierwszy sms od chłopaka o oczach przypominających niebo.
Will?
Od Willa do Julii
Słuchałem jej z zaciekawieniem, a delikatny uśmiech nie schodził mi z twarzy, no może zniknął na chwilę, gdy powiedziała o tym wypadku, ale jej następne słowa znów to przywróciły. Była niezwykle ciekawą osobą i zdecydowanie prześliczną. Tej buźki na pewno szybko nie zapomnę.
- Zupełnie się z tobą zgadzam, choć czasem życie zmusza nas, aby trochę przystopować. - uśmiechnęłem się lekko. - Moja kolej powiadasz... - zastanawiałem się chwilę. - A więc tak, mieszkam tu już jakoś trzy miesiące. Wcześniej mieszkałem w Norwegii, w Oslo - to moje rodzinne miasto. Przeprowadziłem się tu właściwie głównie ze względu na uczelnię, podobno tutaj jest najlepsza, jesli chodzi o mój kierunek. Jak już wiesz, studiuję kryminologię. Właściwie do końca nie wiem czemu wybrałem akurat to, jako dziecko lubiłem bawić się w detektywa, oglądać takie filmy, czytać książki... tak mi zostało do teraz. - wzruszyłem lekko ramionami. - Moi rodzice chcieli, żebym był prawnikiem, ale to zdecydowanie nie moja bajka. Co prawda teraz mają mi to trochę za złe, ale sie tym nie przejmuje. W końcu to moje życie, jakby nie bylo. - dodałem a ona przytaknęła przyglądając mi się. - Właściwie trochę podobnie jak ty interesuję się starymi miejscami, rzeczami. Kiedyś czesto ze znajomym jeździliśmy w różne miejsca i uzadzalismy sobie urbex. Czasem było naprawdę strasznie, ale to ekscytujące. Teraz też zdaży nam się gdzieś pojechać, ale już nie ma tyle czasu bo ostatnimi czasy urodziła mu sie córeczka. Ale jeśli interesują cię takie rzeczy, kiedyś pokaże ci pewne miejsce, które powinno cię zainteresować. - Uśmiechnąłem się. - Poza tym interesuję się różnymi sportami. Jest też historia i taniec, głównie bregdens, ale teraz nie mam na to tyle czasu niestety. Co ciekawie, potrafię pilotować samoloty, głównie specjalizuje się w mysliwcach. Kiedyś chciałem robić to zawodowo, ale nie dostałem się do akademii wojskowej przez jednego dupka. - Westchnąłem jednak dalej z uśmiechem. - A ty skąd jesteś?
- Urodziłam się w Francji. - uśmiechnęła się.
- Beau comme son pays (Jeszcze piękniejsza niż jej kraj) - starałem się brzmieć jak najpoprawniej.
- Znasz francuski? - spytała z zaskoczeniem i uśmiechem.
- Troszeczkę. - Zaśmiałem się lekko.
Julia?
Od Julii do Willa
[ - To jak, idziemy na tą kawę? - spytał brunet, z lekkim uśmiechem. ]
- Pewnie. - przytaknęłam, delikatnie unosząc kącik ust. - Teraz już nic nam nie przeszkodzi, obiecuję.
- Mam nadzieję. - odparł w odpowiedzi.
Udaliśmy się do niewielkiej kawiarni na rogu. Przy samym wejściu wisiał szyld z napisem "Life begins after coffe." Wnętrze było bardzo gustownie i nowocześnie urządzone. Ściany były w kolorze czystej bieli, a meble w odcieniu zieleni. Wszędzie było mnóstwo egzotycznych roślin, a na ścianach rozwieszono plakaty. Sprzedawczyni powitała nas serdecznym uśmiechem:
- Co dla państwa?
- Espresso.
- Ja poproszę Latte.
- W porządku, razem będzie 16 złotych.
Will wyciągnął banknot z kieszeni spodni, kładąc go na ladzie. Następnie zajęliśmy miejsce przy stoliku, czekając na zrealizowanie zamówienia. Po chwili kelnerka przyniosła na tacy dwie filiżanki kawy, życząc smacznego. Upiłam łyk napoju, delektując się jego mleczno-gorzkim smakiem.
- Może opowiesz coś o sobie? - zaproponował mężczyzna, przypatrując mi się swoimi błękitnymi oczyma.
- Więc jestem tu od niedawna. Przeprowadziłam się ze względu na moją siostrę, a także studia. Dostałam się na historię i archeologię. Można powiedzieć, że mój wymarzony kierunek. Od zawsze fascynowały mnie starożytne przedmioty i budowle. A przede wszystkim te, które zostały uznane za zapomniane. Cudownie byłoby odkryć coś nowego, nie uważasz? Poza tym można się nieźle na takim odkryciu wzbogacić. - mrugnęłam porozumiewawczo. - Oprócz tego uwielbiam sobie pośpiewać. To daje mi pewnego rodzaju wolność i boskie uczucie spełnienia. Aczkolwiek nigdy nie traktowałam tego na poważnie. Być może, dlatego że nie potrafiłam znaleźć w sobie tyle odwagi, by wystąpić w jakimś talent show. - przerwałam na chwilę, dopijając latte. - Kolejną ważną rzeczą w moim życiu są wyścigi. Chociaż po wypadku zdecydowanie mniej jeżdżę na motocyklu. Ale nigdy z tego nie zrezygnuję, choćby nie wiem co. W życiu chodzi o to, żeby robić to, co się kocha. Nawet jeśli czasem może to zabić... - uśmiechnęłam się zawadiacko. - Teraz twoja kolej.
Will?
Od Willa do Julii
Od Julii do Willa
Chłód przeniknął mnie, aż do samego szpiku kości. Zwinęłam się w kłębek, mrucząc coś w odpowiedzi pod nosem.
- Z tego, co pamiętam, masz wykłady o dziewiątej. Jeśli nie chcesz się spóźnić, radziłabym się pośpieszyć.
- Nie można było tak od razu? - spytałam z wyrzutem. Kątem oka zerknęłam na zegarek, który właśnie wskazywał ósmą nad ranem. Informacja o godzinie podziałała na mnie jak zastrzyk adrenaliny. Wyskoczyłam z łóżka, sprawnym krokiem udając się do łazienki. Umyłam zęby, przepłukałam twarz, a później zabrałam się za makijaż. Była to czynność, która pochłaniała zdecydowanie najwięcej mojego czasu. Niby nic szczególnego - krem matujący, rzęsy, kreski, rozświetlacz i błyszczyk na usta. Ale zanim ich użyję, muszę pobawić się w Sherlocka Holmes'a i odnaleźć te wszystkie kosmetyki. W mgnieniu oka wciągnęłam na siebie ubrania. Jako że była jeszcze w miarę wczesna godzina, usiadłam przy stole i w spokoju zjadłam śniadanie przyrządzone przez moją siostrę. To zdecydowanie ona królowała w kuchni. Potrafię gotować, ale nigdy nie mogę znaleźć na to czasu. Zbyt wiele obowiązków wzięłam sobie na głowę. Zabrałam z komody kluczyki i udałam się do garażu. Wsiadłam do suv'a, wyjechałam z posesji i udałam się w stronę uczelni. Byłam niemalże punktualna. (...) Po zajęciach pojechałam jeszcze do warsztatu swojego taty. Przebrałam się w ubranie robocze i zabrałam się za pomoc w naprawianiu silnika. Lubię łamać stereotypy. A w szczególności te, które wyznaczają obowiązki i prawa kobiety. Uważam, że każdy powinien robić w życiu to, co kocha. Bez względu na opinię innych osób. To właśnie przepis na szczęśliwy i udany żywot. Kiedy skończyłam pracować, wzięłam szybki prysznic, zmywając z siebie smary i olej. (...) Powoli posuwałam się w korku do przodu, obserwując przechodniów. Nagle jakiś wariat wjechał na pasy na czerwonym świetle. Potrącił małą dziewczynkę, dodając jeszcze gazu do dechy. Zaklęłam pod nosem, wysiadając z samochodu. Pobiegłam w stronę przejścia dla pieszych, nachylając się nad dzieckiem. Jej matka nie potrafiła opanować płaczu. Wylewała potok łez, błagając o pomoc dla swojej córeczki. Unieruchomiłam jej kręgosłup, w międzyczasie wykręcając numer na pogotowie. Do przyjazdu karetki czuwałam przy małej, na wypadek, gdyby jej się pogorszyło. Nieraz uczestniczyłam w kursie pierwszej pomocy, więc sądzę, że potrafiłabym się odpowiednio zachować. I z pewnością nie pozwoliłabym jej umrzeć. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Jasnowłosą zabrano do szpitala, a ja pojechałam jeszcze za ambulansem. Chciałam się upewnić, że nic takiego jej nie dolega. Od kobiety dowiedziałam się, że dziewczynka jest właśnie operowana. Miała krwotok wewnętrzny. Bez słowa wróciłam na parking. Siedziałam chwilę w samochodzie, starając się zapanować nad emocjami. Gdybym tylko znalazła tego palanta, najchętniej bym go zajebała. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w stronę domu. (...)
- Coś się stało? - spytała Désiré. - Wyglądasz, jakbyś miała ochotę komuś wydłubać oczy.
- Bo tak właśnie jest. - odparłam, popijając wodę z butelki. - Jakiś dupek potrącił dziecko na pasach. Teraz mała walczy o życie.
Spakowałam keyboard do futerału, wychodząc z budynku.
- Idę pośpiewać na mieście. Wrócę za jakieś trzy godziny. - rzuciłam jeszcze na odchodne.
─────────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Śpiewanie pozwala mi się uwolnić. Pozbyć wszelkich negatywnych emocji i całkowicie się zrelaksować. Dzisiejszy koncert zadedykowałam nieznajomej dziewczynce, która toczy właśnie najcięższą walkę ze wszystkich. Tej nocy postawiłam na smutne kawałki, których melodię dogrywałam na klawiszach. Śpiewałam sercem, duszą. I czerpałam z tego ogromną moc. Z początku było całkiem sporo słuchaczy. Wrzucali monety do futerału, bili brawa i odchodzili dalej. Później nie było już nikogo. Czułam się, jakbym śpiewała dla samej siebie. Nie przeszkadzało mi to. W pewnej chwili podszedł brunet o nieskazitelnej urodzie. Stał jak zaklęty, wsłuchując się w muzykę. Kiedy skończyłam śpiewać, zagadał do mnie. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, mogłam jeszcze przez chwilę popatrzeć w te jego błękitne oczy. Przypominały mi one spokojne morze o poranku. A był to widok, który wręcz uwielbiałam. Może, dlatego że sama mieszkałam w górach i rzadko kiedy wyjeżdżałam na plażę.
[ - Wow... inaczej się nie da opisać. - zaklaskał w dłonie.
- Dziękuję. - odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
- Nie jesteś przypadkiem jakąś profesjonalną wokalistką? - podszedł do mnie nieco bliżej.
- Nie. Rozumiem, że to komplement? - zaśmiałam się cicho.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Tylko nie zbyt najlepsze miejsce, dla tak pięknej i utalentowanej dziewczyny, zwłaszcza o zmroku.
- Dlaczego? - przechyliłam głowę na bok.
- Długo tu mieszkasz? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. - To miasto z reguły jest bezpieczne, jednak nie jest idealne. Są tu gangi, różne mafie, szemrane paczki, które poszczególne tereny miasta uważają za swoje. Jeśli widzą osobę, która ich zdaniem jest dla nich problemem, w szybki sposób się z nimi rozprawiają a następnego dnia, policja znajduje martwe ciało w śmietniku. - westchnął.
- Aż mnie przeszły dreszcze. - przyznałam przejeżdżając dłonią po ramieniu i śmiejąc się nerwowo. - Skąd to wszystko niby wiesz?
- Studiuję kryminologię, obecnie odbywam praktyki i miałem już takie przypadki.
- Rozumiem... w takim razie dziękuję, że mi mówisz... - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Tak w ogóle... jestem Will. - przedstawił się podając mi rękę.
- Julia. - lekko ją ujęłam, uśmiechając się.
- Piękne imię, pasuje do ciebie. - mrugnął. - Jeśli to cię pocieszy, znam miejsce, przede wszystkim bezpieczne. Tam na pewno będziesz miała wielu słuchaczy. - uśmiechnął się.
- Tak? A gdzie? - odwzajemniłam gest.
- Na drugiej starówce, niby mniej popularne miejsce, jednak zdecydowanie więcej osób godnych zaufania się tam kręci. - odparł. - Jeśli chcesz, możemy się tam przejść i przy okazji, gdy już tam będziemy zaproszę na kawę do mojej ulubionej kawiarni, która się tam znajduje. Co ty na to? ]
- Bardzo chętnie. - zgodziłam się. - Schowam tylko instrument.
Spakowałam keyboard'a do futerału, a zarobione pieniądze wsadziłam do kieszeni jeansów. Mieliśmy już iść, kiedy w rogu uliczki spostrzegłam mężczyznę. To właśnie on kierował samochodem, który nieomal zabił dziecko. Obok niego stał jeszcze jeden facet. Pieprzyć to. Nie za bardzo wiedziałam, co chcę zrobić. Ale jednego byłam pewna - nie wymsknie mi się tym razem. Popędziłam w jego stronę, zagryzając dolną wargę ze zdenerwowania.
- Sukinsyn. - warknęłam, kiedy byłam już na tyle blisko, by mógł mnie usłyszeć. - Zapłacisz za to, co zrobiłeś. Dla takich jak ty karą powinna być śmierć.
Will?
Od Willa
- Coś ważnego bo trochę zajęty jestem? - mruknąłem.
- Zajęty? Kurwa, dla nas zawsze masz mieć czas, rozumiesz? - prychnął.
- Dobra, mów co chcesz. - westchnąłem.
- Trzeba wyjaśnić kilka kurw. - powiedział.
- Mówiłem już, wycofuję się z ustawek. A przynajmniej na razie.
- Nie pierdol, za 5 minut cię widzę. - mówiąc to rozłączył się.
Wywróciłem oczami, dokończyłem kanapkę i wstałem z kanapy. Wyłączyłem telewizor, talerzyk włożyłem do zmywarki, założyłem czarną bluzę, buty i wyszedłem z domu.
Miejsce, w które miałem przyjść nie było jakoś bardzo daleko mojego domu. Była to ciemna uliczka, stał tam już Michael, Alfons i Artur.
- W końcu kurwa. - Alfons, dowodzący naszą "paczką" popchnął mnie lekko na ścianę. - Niedługo przestaniemy na ciebie czekać. - prychnął.
- Dobra, nie jęcz. - prychnąłem. - To niby gdzie ci, których mamy "wyjaśnić"? - spytałem od niechcenia.
- Jedna się zwinęła, została druga suka. - splunął śliną na ziemię i wskazał dziewczynę, która po drugiej stronie śpiewała.
- W czym wam ona przeszkadza? - zupełnie nie rozumiałem.
- Mówiłem wam, że nie jest taki jak my. - wtrącił Michael zaciągając się skrętem.
- Przeszkadza i tyle. Dostanie po mordzie i więcej się tu nie pojawi.- uderzył pięścią w dłoń.
Spojrzałem jeszcze raz w stronę dziewczyny, na pewno się nie przyczynię do jej pobicia i też nie pozwolę im tego zrobić. Zawsze były to ustawki z jakimiś gangusami, którym należał się wpierdol, ale na pewno nie dam im skrzywdzić bezbronnej, nieświadomej dziewczyny.
- Sam to załatwię. - powiedziałem pewnie i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź powoli ruszyłem w stronę dziewczyny.
Stanąłem blisko i trzymając dłonie w kieszeni bluzy przysłuchiwałem się jej. Miała naprawdę cudowny głos, aż dziwi mnie że śpiewa na ulicy, a nikt, żadna wytwórnia muzyczna się nią nie zainteresowała. W dodatku była bardzo piękna... mijając niektóre kobiety, myślę sobie, że są ładne i w ogóle, ale ona... była niesamowita. Miała w sobie coś... coś co mnie do niej w dziwny sposób przyciągało. Niewysoka blondynka z brązowymi oczami - zdecydowanie mój ideał. Kiedy skończyła śpiewać, spojrzała na mnie i uśmiechnęła delikatnie. No tak, na tą chwilę byłem jedynym jej słuchaczem. Szybko odwzajemniłem uśmiech.
- Wow... inaczej się nie da opisać. - zaklaskałem w dłonie.
- Dziękuję. - odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Nie jesteś przypadkiem jakąś profesjonalną wokalistką? - podszedłem do niej nieco bliżej.
- Nie. Rozumiem, że to komplement? - zaśmiała się cicho.
- Oczywiście. - uśmiechnąłem się. - Tylko nie zbyt najlepsze miejsce, dla tak pięknej i utalentowanej dziewczyny, zwłaszcza o zmroku. - stwierdziłem.
- Dlaczego? - przechyliła głowę na bok.
- Długo tu mieszkasz? - spytałem, a ona pokręciła przecząco głową. - To miasto z reguły jest bezpieczne, jednak nie jest idealne. Są tu gangi, różne mafie, szemrane paczki, które poszczególne tereny miasta uważają za swoje. - mówiłem patrząc w jej piękne oczy. - Jeśli widzą osobę, która ich zdaniem jest dla nich problemem, w szybki sposób się z nimi rozprawiają a następnego dnia, policja znajduje martwe ciało w śmietniku. - westchnąłem.
- Aż mnie przeszły dreszcze. - przyznała przejeżdżając dłonią po ramieniu i śmiejąc się nerwowo. - Skąd to wszystko niby wiesz?
- Studiuję kryminologię, obecnie odbywam praktyki i miałem już takie przypadki. - wyjaśniłem.
- Rozumiem... w takim razie dziękuję, że mi mówisz... - westchnęła i rozejrzała się.
- Tak w ogóle... jestem Will. - przedstawiłem się podając jej rękę.
- Julia. - lekko ją ujęła i uśmiechnęła.
- Piękne imię, pasuje do ciebie. - mrugnąłem. - Jeśli to cię pocieszy, znam miejsce, przede wszystkim bezpieczne. Tam na pewno będziesz miała wielu słuchaczy. - uśmiechnąłem się.
- Tak? A gdzie? - odwzajemniła gest.
- Na drugiej starówce, niby mniej popularne miejsce, jednak zdecydowanie więcej osób godnych zaufania się tam kręci. - odparłem. - Jeśli chcesz, możemy się tam przejść i przy okazji, gdy już tam będziemy zaproszę na kawę do mojej ulubionej kawiarni, która się tam znajduje. Co ty na to? - cały czas się lekko uśmiechałem.
Julia?