sobota, 4 listopada 2017

Od Willa do Julii

Dalej trzymałem rękę na jej biodrze, strzeliła, jednak tym razem lekko uciekła jej dłoń w bok pod wpływem odrzutu. Pokręciłem lekko głową, przegryzając dolną wargę. Przysunąłem się jeszcze bliżej niej i oparłem lekko swoją głowę o jej, a z dłonią zrobiłem to samo.
- Jeśli widzisz że ten dzybek mieści się w białym tle, strzelaj, jeśli nie - nakieruj tak, aby było go widać.
Dziewczyna tak też zrobiła, dalej jednak podtrzymywałem jej dłoń. Wykonała tak kilka strzałów i poszedłem po tarczę.
- No powiem ci, że nieźle. - uśmiechnąłem się pokazując jej że udało jej się trafić kilka razy.
Julia też się uśmiechnęła i widać było, że jest z siebie dumna. Przywiesiłem nową, większą tarczę i przyniosłem nieco większą broń.
- To co, spróbujemy czegoś cięższego? - uśmiechnąłem się.
- Jasne. - odwzajemniła gest.
Założyłem jej i sobie specjalne słuchawki i podałem jej broń, dokładnie ją obejrzała i naładowaliśmy.
Znalezione obrazy dla zapytania broń sportowa
- Tylko tą musisz mocniej trzymać, bo ma większy odrzut. - powiedziałem.
Dziewczyna spojrzała na broń a później na mnie.
- Pomożesz? - spytała.
- Jasne. - przytaknąłem i znów stanąłem w takiej pozycji, jak przed chwilą staliśmy. Jedna moja dłoń spoczywała na jej biodrze, a druga na jej dłoni i pomagałem jej podtrzymywać broń. - Tutaj jest trochę łatwiej, bo masz celownik. Za to jest właśnie cięższa i musisz delikatnie przyciskać spust, bo inaczej wyrzuci ci pocisk w powietrze. - wyjaśniłem.

Julia?

Od Julii do Willa

Posesja wyglądała naprawdę okazale. Wnętrze również było wspaniale urządzone. Usiadłam w wyznaczonym miejscu, pozwalając Willowi zająć się moją ręką. Zrobił to dość umiejętnie.
- Napijesz się czegoś? - spytał.
- Poproszę herbatę.  - odparłam, delikatnie się uśmiechając.
Kiedy mężczyzna zniknął w kuchni, rozejrzałam się uważnie po salonie. Moją uwagę przykuł pistolet o średnim kalibrze, spoczywający na wierzchu komody. Muszę przyznać, że dobrze by było potrafić posługiwać się taką bronią.  Ot, na wszelki wypadek. W końcu nigdy nie wiadomo, jaki scenariusz napisze nam życie. Trzeba więc być gotowym na wszystko. Po chwili Will wrócił, niosąc kubek parującego napoju.
- Proszę bardzo. - powiedział, kładąc naczynie na niewysokim stoliku.
- Dziękuję. - skinęłam głową, upijając łyk. - To jest twój własny pistolet?
- Zgadza się. - odrzekł, opierając się o mebel.
- Mogę go zobaczyć?
- Jasne. - uśmiechnął się, podając mi broń. - Tylko mnie nie zastrzel.
- Bez obaw. - zaśmiałam się dźwięcznie, bawiąc się rewolwerem.
- Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć, jak powinno się nim posługiwać. Mam znajomego kumpla na strzelnicy, więc możemy się tam wybrać nawet teraz.
- Naprawdę? Byłoby fajnie.
Tak więc udaliśmy się na strzelnicę. Will rzeczywiście miał chody - otrzymaliśmy upust w kasie i salę do własnej dyspozycji. Musiał być tu naprawdę częstym gościem. Wyjaśnił mi, jak odbezpieczyć broń, a następnie jaką postawę powinnam przyjąć, jeśli chcę ustrzelić jak najwięcej punktów. Posłuchałam się jego rad, ale z początku i tak nie szło mi najlepiej. Kiedy poczułam jego dłoń na swoim biodrze, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Teraz powinno być lepiej. - stwierdził, przekręcając mnie odrobinę w lewą stronę. - Staraj się celować w sam środek. Nawet jeśli nie trafisz, pocisk i tak znajdzie się w obrębie tarczy.

Will?

Od Willa do Julii

Lekko się skrzywiłem widząc krew na szyi Quebo i na ramieniu Julii. Mój pies oddychał ciężko chowając się za mną. Nigdy nie był psem bojowym, raczej można było nazwać go syneczkiem tatusia.
- Jeśli ma w zwyczaju rzucać się na inne psy, powinnaś kupić mu kaganiec. Najlepiej taki, który będzie wystarczająco duży aby mógł swobodnie ziać. I wcale nie mówię tego złośliwie.
- Wybacz... - Westchnęła.
- W porządku... nic mu nie będzie. - pogłaskałem lekko czarnego owczarka po głowie. - Bardziej martwię się teraz o ciebie... - spojrzałem na jej ramię.
- To nic takiego...
- Nie wydaje mi się.... chodźmy do mnie, przeszedłem kurs pierwszej pomocy i w ogóle... - podrapałem się z tyłu głowy. - Pierw odprowadzimy Diego do domu. - dodałem.
Ta choć na początku niepewna, w końcu się zgodziła. Szyliśmy w pewnej odległości od siebie, aby nie podjudzać dodatkowo psów. Kiedy jednak zamknęła go już w domu i szliśmy do mnie, byliśmy obok siebie. Mój dom nie był jakoś bardzo daleko, więc w miarę sprawnie tam doszliśmy.
Weszliśmy do środka, powiedziałem, aby usiadła na kanapie. Spuściłem psy ze smyczy i poszedłem po apteczkę, wróciłem po kilku chwilach, siadając obok niej. Pomogłem Julii ściągnąć rękaw bluzy z zranionego ramienia.
Na szczęście rana nie była na tyle głęboka, aby potrzebne było szycie. Spryskałem ją spreyem dezynfekującym, ostrożnie obmyłem gazikiem i lekko posmarowałem specjalną maścią i owinąłem bandażem.
- Powinno być w porządku. - uśmiechnąłem się lekko, zawołałem od siebie Quebo, też lekko oczyściłem mu rany, nie były głębokie. - Napijesz się czegoś? - spytałem.

Julia?

Od Julii do Willa

Ze snu wyrwało mnie niemiłosierne dojadanie psa. Przeciągnęłam się na łóżku, wyginając kręgosłup niczym kot. Było iść wcześniej spać. - stwierdziłam, masując kark. Jeszcze lekko zaspana poszłam do kuchni i przygotowałam sobie jajecznicę z bekonem. Kiedy już zaspokoiłam głód, nakarmiłam zwierzaki. Désiré znowu się gdzieś ulotniła, więc to na mnie spadł obowiązek wyprowadzenia Diego. Właściwie - nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałam spacerować, a jako że dzisiaj miałam cały dzień dla siebie, mogłam zafundować owczarkowi porządną zabawę. Przebrałam się w sportowe ubrania, a włosy spięłam w kitkę. Następnie przypięłam smycz do obroży i wyszłam z domu. Wiatr niczym natrętny kochanek szarpał moim kucykiem na wszystkie cztery strony świata. Długo chodziłam po betonowych chodnikach, aż w końcu za zakrętem pojawił się park. Zamiast spalin poczułam woń świeżo skoszonej trawy. Moje wspomnienia powróciły do lat dziecięcych, kiedy wraz z siostrą uciekałam w góry. Były to jedne z najpiękniejszych lat mojego życia. Od bladego świtu do samego zmierzchu bawiłam się beztrosko na łonie natury. Czy może istnieć jeszcze lepsze dzieciństwo? Gdyby nie nocne koszmary, mogłabym śmiało stwierdzić, że było one niczym z bajki. Ale w jakiej bajce matka popełnia samobójstwo, osierocając dwójkę dzieci? Z zamyślenia wyrwało mnie porządne szarpnięcie smyczą. To Diego pędził właśnie w stronę równie czarnego jak on samca. Rzucił się na niego, wgryzając się w szyję. Włączyłam się do tego pojedynku, usiłując oddzielić psy. Z pomocą nadbiegł mi właściciel drugiego owczarka. A był nim Will. Nie przypuszczałam, że spotkamy się aż tak szybko. Wspólnie udało nam się zakończyć tę jatkę. Przypuszczalnie byłam z tego wszystkiego najbardziej poszkodowana. Całe lewe ramię miałam we krwi.
- Mówiłam, że się nie polubią. - stwierdziłam, wzruszając ramionami.

Will?

Od Willa do Julii

Kiedy dziewczyna zlniknęła za drzwiami domu, Westchnąłem lekko. Pogłaskałem jeszcze Diego, który dalej mi się przyglądał i wróciłem do siebie. Podróż zajęła mi około 15 minut, ale to dlatego że wszedłem jeszcze na chwilę do sklepu.
Będąc już w domu, rozpakowałem drobne zakupy i wziąłem się za jedzenie swoich frytek i burgera, którego kupiłem w drodze powrotnej. No tak, jak się nie zje obiadu później jest się głodnym, a o tej porze już nie chce się gotować.
Włączyłem kolejny odcinek swojego serialu i podczas oglądania zjadłem całego burgera i frytki. Później napisałem sms do Julii.
"A to mój numer, jakby co. Dobranoc ; )"
Kiedy odcinek się skończył wyszedłem jeszcze z psami na szybkie siku, ale zaraz po tym poszedłem pod prysznic a już po 15 minutach Leżałem w łóżku i powoli zasypiałem.
*****
Dzień zapowiadał się na pogodny, na niebie niby były jakieś chmury, ale od rana świeciło słońce a termometr wskazywał dość wysoką temperaturę. Poszedłem pod prysznic, umyłem zęby i ubrałem się, po czym przygotowałem sobie śniadanie i zjadłem je ze smakiem po czym poszedłem z Quebo i Tosią na spacer do parku.

Julia?

piątek, 3 listopada 2017

Od Julii do Willa

Will wywarł na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Mogłabym z nim rozmawiać godzinami, ale obiecałam już Désiré, że wrócę do domu za trzy godziny. A czas mijał mi niczym Kopciszkowi na balu. Cóż, świat wbrew pozorom jest naprawdę mały, a my mieszkamy w jednym mieście, więc nie sposób, żeby nie nadarzyła się kolejna okazja na wspólne spotkanie.
- Będę musiała się już zbierać. - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Późno już, a jak wspominałeś, miasto nie do końca jest bezpieczne, więc wolę nie ryzykować.
- No cóż. - odparł nieusatysfakcjonowany. - W takim razie moim obowiązkiem jest cię odprowadzić pod sam dom.
- Nie musisz tego robić. I tak wiele już wiele tobie zawdzięczam.
- Drobiazg. - machnął lekceważąco ręką. - Poza tym to dla mnie sama przyjemność.
- Jak chcesz. - wywróciłam oczami, cały czas szczerze się uśmiechając.
Szliśmy krętymi ulicami, całą drogę rozmawiając. Byłam na tyle pochłonięta konwersacją, że zapomniałam skręcić w lewo, przez co musieliśmy iść okrężną drogą. Z jednej strony nawet mnie to ucieszyło. W końcu znaleźliśmy się już pod moim domem. Przy furtce przywitał mnie Diego, szczekając donośnie i merdając żwawo ogonem.
- To już tutaj. - oznajmiłam melodyjnym głosem. - Bardzo ci dziękuję. Za wszystko.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się serdecznie. - Fajny psiak. Jak się wabi? - zagaił rozmowę.
- Diego.
- Owczarki są genialne. Sam mam jednego.
- Ach, tak? Zapewne by się nie polubiły. - stwierdziłam z przekąsem. - Diego lubi dominować.
- To chyba w przeciwieństwie do jego pani, co?
- Moooże. - opowiedziałam, przeciągając samogłoskę. - Chyba się od ciebie nie uwolnię.
- Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
Znając 
Désiré, to zdecydowanie tak. Gdyby tylko zobaczyła Willa, w jej umyśle od razu zrodziłaby się wizja erotycznych przeżyć z nim w roli głównej. Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie podmienili jej w szpitalu. Jesteśmy tak różne, ale rozumiemy się bez słów. I choć żadna nie chce się do tego przyznać na głos, bardzo się kochamy.
- Może zrobimy tak. Dam ci swój numer i umówimy się kiedyś jeszcze, co ty na to?
- Umowa stoi.
- 693 939 112. - podyktowałam cyfry, dając mu chwilę, żeby zanotował je sobie w głowie.  - Jeszcze raz, bardzo ci dziękuję. - uśmiechnęłam się najpiękniej, jak tylko potrafiłam. - Na razie.
Po chwili zniknęłam już za drzwiami, pozostawiając mężczyznę samego. Siostra już spała. Wzięłam kąpiel i przebrałam się w bieliznę. Kiedy leżałam w łóżku, czekając, aż Morfeusz porwie mnie do swej krainy, przyszedł pierwszy sms od chłopaka o oczach przypominających niebo.

Will?  

Od Willa do Julii

Słuchałem jej z zaciekawieniem, a delikatny uśmiech nie schodził mi z twarzy, no może zniknął na chwilę, gdy powiedziała o tym wypadku, ale jej następne słowa znów to przywróciły. Była niezwykle ciekawą osobą i zdecydowanie prześliczną. Tej buźki na pewno szybko nie zapomnę.
- Zupełnie się z tobą zgadzam, choć czasem życie zmusza nas, aby trochę przystopować. - uśmiechnęłem się lekko. - Moja kolej powiadasz... - zastanawiałem się chwilę. - A więc tak, mieszkam tu już jakoś trzy miesiące. Wcześniej mieszkałem w Norwegii, w Oslo - to moje rodzinne miasto. Przeprowadziłem się tu właściwie głównie ze względu na uczelnię, podobno tutaj jest najlepsza, jesli chodzi o mój kierunek. Jak już wiesz, studiuję kryminologię. Właściwie do końca nie wiem czemu wybrałem akurat to, jako dziecko lubiłem bawić się w detektywa, oglądać takie filmy, czytać książki... tak mi zostało do teraz. - wzruszyłem lekko ramionami. - Moi rodzice chcieli, żebym był prawnikiem, ale to zdecydowanie nie moja bajka. Co prawda teraz mają mi to trochę za złe, ale sie tym nie przejmuje. W końcu to moje życie, jakby nie bylo. - dodałem a ona przytaknęła przyglądając mi się.  - Właściwie trochę podobnie jak ty interesuję się starymi miejscami, rzeczami. Kiedyś czesto ze znajomym jeździliśmy w różne miejsca i uzadzalismy sobie urbex. Czasem było naprawdę strasznie, ale to ekscytujące. Teraz też zdaży nam się gdzieś pojechać, ale już nie ma tyle czasu bo ostatnimi czasy urodziła mu sie córeczka. Ale jeśli interesują cię takie rzeczy, kiedyś pokaże ci pewne miejsce, które powinno cię zainteresować. - Uśmiechnąłem się. - Poza tym interesuję się różnymi sportami. Jest też historia i taniec, głównie bregdens, ale teraz nie mam na to tyle czasu niestety. Co ciekawie, potrafię pilotować samoloty, głównie specjalizuje się w mysliwcach. Kiedyś chciałem robić to zawodowo, ale nie dostałem się do akademii wojskowej przez jednego dupka. - Westchnąłem jednak dalej z uśmiechem. - A ty skąd jesteś?
- Urodziłam się w Francji. - uśmiechnęła się.
- Beau comme son pays (Jeszcze piękniejsza niż jej kraj) - starałem się brzmieć jak najpoprawniej.
- Znasz francuski? - spytała z zaskoczeniem i uśmiechem.
- Troszeczkę. - Zaśmiałem się lekko.

Julia?

Od Julii do Willa

Byłam niezwykle z siebie zadowolona. Nic tak nie poprawia nastroju, jak osiągnięcie zamierzonego celu. Nie udałoby mi się to, gdyby nie pomoc Willa. Nie wiem, jak będę mogła mu się odwdzięczyć. Bez jego wstawiennictwa wyszłabym na zwykłą, puszczalską dziewczynę. Z drugiej jednak strony uświadomiłam sobie, jak bezbronna jestem. A przede wszystkim głupia. Nie powinnam działać pod wypływem emocji, nigdy nie kończy się to dobrze. Ileż bym oddała, żebym potrafiła zachować stoicki spokój. Rozsądek ponad wszystko - chyba od teraz będzie to moja życiowa dewiza. Całe szczęście, że ze wstydu nie zarumieniłam się na czerwono. To chyba jedyna zaleta mojego układu współczulnego. Z satysfakcją odprowadzałam wzrokiem prowadzonego do radiowozu przestępę.
[ - To jak, idziemy na tą kawę? - spytał brunet, z lekkim uśmiechem. ]
- Pewnie. - przytaknęłam, delikatnie unosząc kącik ust. - Teraz już nic nam nie przeszkodzi, obiecuję.
- Mam nadzieję. - odparł w odpowiedzi.
Udaliśmy się do niewielkiej kawiarni na rogu. Przy samym wejściu wisiał szyld z napisem "Life begins after coffe." Wnętrze było bardzo gustownie i nowocześnie urządzone. Ściany były w kolorze czystej bieli, a meble w odcieniu zieleni. Wszędzie było mnóstwo egzotycznych roślin, a na ścianach rozwieszono plakaty. Sprzedawczyni powitała nas serdecznym uśmiechem:
- Co dla państwa?
- Espresso.
- Ja poproszę Latte.
- W porządku, razem będzie 16 złotych.
Will wyciągnął banknot z kieszeni spodni, kładąc go na ladzie. Następnie zajęliśmy miejsce przy stoliku, czekając na zrealizowanie zamówienia. Po chwili kelnerka przyniosła na tacy dwie filiżanki kawy, życząc smacznego. Upiłam łyk napoju, delektując się jego mleczno-gorzkim smakiem.
- Może opowiesz coś o sobie? - zaproponował mężczyzna, przypatrując mi się swoimi błękitnymi oczyma.
- Więc jestem tu od niedawna. Przeprowadziłam się ze względu na moją siostrę, a także studia. Dostałam się na historię i archeologię. Można powiedzieć, że mój wymarzony kierunek. Od zawsze fascynowały mnie starożytne przedmioty i budowle. A przede wszystkim te, które zostały uznane za zapomniane. Cudownie byłoby odkryć coś nowego, nie uważasz? Poza tym można się nieźle na takim odkryciu wzbogacić. - mrugnęłam porozumiewawczo. - Oprócz tego uwielbiam sobie pośpiewać. To daje mi pewnego rodzaju wolność i boskie uczucie spełnienia. Aczkolwiek nigdy nie traktowałam tego na poważnie. Być może, dlatego że nie potrafiłam znaleźć w sobie tyle odwagi, by wystąpić w jakimś talent show. - przerwałam na chwilę, dopijając latte. - Kolejną ważną rzeczą w moim życiu są wyścigi. Chociaż po wypadku zdecydowanie mniej jeżdżę na motocyklu. Ale nigdy z tego nie zrezygnuję, choćby nie wiem co. W życiu chodzi o to, żeby robić to, co się kocha. Nawet jeśli czasem może to zabić... - uśmiechnęłam się zawadiacko. - Teraz twoja kolej.

Will?

Od Willa do Julii

Zupełnie zaskoczony podszedłem do nich i stanąłem u boku Julii, mierząc wzrokiem mężczyznę. Był on średniego wzrostu, nie wyższy ode mnie. Włosy miał zaczesane w modną fryzurę, był idealnie ogolony. Sądząc po ubiorze, zapewne jest jakimś prawnikiem czy biznesmenem.
- O co chodzi? - spytałem dziewczyny.
Mężczyzna parsknął śmiechem, przeczesując włosy.
- Tak naprawdę o nic. Byłem wczoraj w klubie, była tam też ona. Pogadaliśmy, pojechaliśmy do mnie i się bzyknęliśmy. Teraz ma pretensje, że nie chcę czegoś więcej. - powiedział.
- To nie prawda! - krzyknęła sfrustrowana, łapiąc mnie za rękaw. - Dzisiaj rano potrącił dziewczynkę na pasach, miała krwotok wewnętrzny, walczyła o życie! - mówiła podniesionym głosem.
- Bzdura! - przekrzyczał ją. - Nie kłam, mała suk... - zaczął i chciał ją złapać za nadgarstek, jednak szybko mu przerwałem.
- Ej, ej, ej! Uważaj na słowa. - warknąłem łapiąc go za koszulę. 
- Zadzwoń na policję. - stwierdził pewnie.
- Dobrze, zadzwońmy! - Julia skrzyżowała dłonie na piersi.
Mężczyzna bez wahania wyjął telefon i wybrał trzy cyfrowy numer.
- Komisariat policji, słucham?
- Alexander Stone z tej strony. Pewna gówniara próbuje wmówić mi potrącenie dziewczynki.
- Jakieś dowody? - spytała już nieco innym tonem.
- Żadnych. - uśmiechnął się do nas.
- W takim razie proszę nie zajmować bez sensu linii, dobranoc. - mówiąc to, rozłączyła się a mężczyzna wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
- No więc sprawę uważam za zamkniętą, następnym razem nie pakuj się do łóżka z byle kim. - uśmiechnął się do niej i chciał już odejść, jednak złapałem go za kołnierz płaszcza. 
- Gówno prawda, Pan jeszcze poczeka. - teraz to ja zadzwoniłem do znajomego policjanta, w kilka minut byli już na miejscu.
Julia wyjaśniła im wszystko, co stało się rano a facet ewidentnie zbladł i najpewniej zastanawiał się, jaką tu bajeczkę znów komuś wcisnąć.
- Tam jest monitoring, prawda? - spojrzał na mnie.
- Dokładnie. - skinąłem głową.
- Dobrze, więc rano się tym zajmiemy, tymczasem zapraszam pana do samochodu, spędzi pan noc w areszcie tymczasowym. - powiedział zamykając notes. 
Nasz rajdowiec próbował się wyrywać, ci jednak sprawnie skuli go w kajdanki i wsadzili do samochodu. Podziękowałem jeszcze i pożegnałem się z Jackiem i odjechali.
- To jak, idziemy na tą kawę? - spytałem z lekkim uśmiechem.

Julia?

Od Julii do Willa

Wstawaj wreszcie. - warknęła Désiré, ściągając ze mnie kołdrę.
Chłód przeniknął mnie, aż do samego szpiku kości. Zwinęłam się w kłębek, mrucząc coś w odpowiedzi pod nosem.
- Z tego, co pamiętam, masz wykłady o dziewiątej. Jeśli nie chcesz się spóźnić, radziłabym się pośpieszyć.
- Nie można było tak od razu? - spytałam z wyrzutem. Kątem oka zerknęłam na zegarek, który właśnie wskazywał ósmą nad ranem. Informacja o godzinie podziałała na mnie jak zastrzyk adrenaliny. Wyskoczyłam z łóżka, sprawnym krokiem udając się do łazienki. Umyłam zęby, przepłukałam twarz, a później zabrałam się za makijaż. Była to czynność, która pochłaniała zdecydowanie najwięcej mojego czasu. Niby nic szczególnego - krem matujący, rzęsy, kreski, rozświetlacz i błyszczyk na usta. Ale zanim ich użyję, muszę pobawić się w Sherlocka Holmes'a i odnaleźć te wszystkie kosmetyki. W mgnieniu oka wciągnęłam na siebie ubrania. Jako że była jeszcze w miarę wczesna godzina, usiadłam przy stole i w spokoju zjadłam śniadanie przyrządzone przez moją siostrę. To zdecydowanie ona królowała w kuchni. Potrafię gotować, ale nigdy nie mogę znaleźć na to czasu. Zbyt wiele obowiązków wzięłam sobie na głowę. Zabrałam z komody kluczyki i udałam się do garażu. Wsiadłam do suv'a, wyjechałam z posesji i udałam się w stronę uczelni. Byłam niemalże punktualna. (...) Po zajęciach pojechałam jeszcze do warsztatu swojego taty. Przebrałam się w ubranie robocze i zabrałam się za pomoc w naprawianiu silnika. Lubię łamać stereotypy. A w szczególności te, które wyznaczają obowiązki i prawa kobiety. Uważam, że każdy powinien robić w życiu to, co kocha. Bez względu na opinię innych osób. To właśnie przepis na szczęśliwy i udany żywot. Kiedy skończyłam pracować, wzięłam szybki prysznic, zmywając z siebie smary i olej. (...) Powoli posuwałam się w korku do przodu, obserwując przechodniów. Nagle jakiś wariat wjechał na pasy na czerwonym świetle. Potrącił małą dziewczynkę, dodając jeszcze gazu do dechy. Zaklęłam pod nosem, wysiadając z samochodu. Pobiegłam w stronę przejścia dla pieszych, nachylając się nad dzieckiem. Jej matka nie potrafiła opanować płaczu. Wylewała potok łez, błagając o pomoc dla swojej córeczki. Unieruchomiłam jej kręgosłup, w międzyczasie wykręcając numer na pogotowie. Do przyjazdu karetki czuwałam przy małej, na wypadek, gdyby jej się pogorszyło. Nieraz uczestniczyłam w kursie pierwszej pomocy, więc sądzę, że potrafiłabym się odpowiednio zachować. I z pewnością nie pozwoliłabym jej umrzeć. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Jasnowłosą zabrano do szpitala, a ja pojechałam jeszcze za ambulansem. Chciałam się upewnić, że nic takiego jej nie dolega. Od kobiety dowiedziałam się, że dziewczynka jest właśnie operowana. Miała krwotok wewnętrzny. Bez słowa wróciłam na parking. Siedziałam chwilę w samochodzie, starając się zapanować nad emocjami. Gdybym tylko znalazła tego palanta, najchętniej bym go zajebała. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w stronę domu. (...)
- Coś się stało? - spytała Désiré. - Wyglądasz, jakbyś miała ochotę komuś wydłubać oczy.
- Bo tak właśnie jest. - odparłam, popijając wodę z butelki. - Jakiś dupek potrącił dziecko na pasach. Teraz mała walczy o życie.
Spakowałam keyboard do futerału, wychodząc z budynku.
- Idę pośpiewać na mieście. Wrócę za jakieś trzy godziny. - rzuciłam jeszcze na odchodne.

─────────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Śpiewanie pozwala mi się uwolnić. Pozbyć wszelkich negatywnych emocji i całkowicie się zrelaksować. Dzisiejszy koncert zadedykowałam nieznajomej dziewczynce, która toczy właśnie najcięższą walkę ze wszystkich. Tej nocy postawiłam na smutne kawałki, których melodię dogrywałam na klawiszach. Śpiewałam sercem, duszą. I czerpałam z tego ogromną moc. Z początku było całkiem sporo słuchaczy. Wrzucali monety do futerału, bili brawa i odchodzili dalej. Później nie było już nikogo. Czułam się, jakbym śpiewała dla samej siebie. Nie przeszkadzało mi to. W pewnej chwili podszedł brunet o nieskazitelnej urodzie. Stał jak zaklęty, wsłuchując się w muzykę. Kiedy skończyłam śpiewać, zagadał do mnie. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, mogłam jeszcze przez chwilę popatrzeć w te jego błękitne oczy. Przypominały mi one spokojne morze o poranku. A był to widok, który wręcz uwielbiałam. Może, dlatego że sama mieszkałam w górach i rzadko kiedy wyjeżdżałam na plażę.
[ - Wow... inaczej się nie da opisać. - zaklaskał w dłonie.
- Dziękuję. - odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
- Nie jesteś przypadkiem jakąś profesjonalną wokalistką? - podszedł do mnie nieco bliżej.
- Nie. Rozumiem, że to komplement? - zaśmiałam się cicho.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Tylko nie zbyt najlepsze miejsce, dla tak pięknej i utalentowanej dziewczyny, zwłaszcza o zmroku.
- Dlaczego? - przechyliłam głowę na bok.
- Długo tu mieszkasz? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. - To miasto z reguły jest bezpieczne, jednak nie jest idealne. Są tu gangi, różne mafie, szemrane paczki, które poszczególne tereny miasta uważają za swoje. Jeśli widzą osobę, która ich zdaniem jest dla nich problemem, w szybki sposób się z nimi rozprawiają a następnego dnia, policja znajduje martwe ciało w śmietniku. - westchnął.
- Aż mnie przeszły dreszcze. - przyznałam przejeżdżając dłonią po ramieniu i śmiejąc się nerwowo. - Skąd to wszystko niby wiesz?
- Studiuję kryminologię, obecnie odbywam praktyki i miałem już takie przypadki.
- Rozumiem... w takim razie dziękuję, że mi mówisz... - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Tak w ogóle... jestem Will. - przedstawił się podając mi rękę.
- Julia. - lekko ją ujęłam, uśmiechając się.
- Piękne imię, pasuje do ciebie. - mrugnął. - Jeśli to cię pocieszy, znam miejsce, przede wszystkim bezpieczne. Tam na pewno będziesz miała wielu słuchaczy. - uśmiechnął się.
- Tak? A gdzie? - odwzajemniłam gest.
- Na drugiej starówce, niby mniej popularne miejsce, jednak zdecydowanie więcej osób godnych zaufania się tam kręci. - odparł. - Jeśli chcesz, możemy się tam przejść i przy okazji, gdy już tam będziemy zaproszę na kawę do mojej ulubionej kawiarni, która się tam znajduje. Co ty na to? ]
- Bardzo chętnie. - zgodziłam się. - Schowam tylko instrument.
Spakowałam keyboard'a do futerału, a zarobione pieniądze wsadziłam do kieszeni jeansów. Mieliśmy już iść, kiedy w rogu uliczki spostrzegłam mężczyznę. To właśnie on kierował samochodem, który nieomal zabił dziecko. Obok niego stał jeszcze jeden facet. Pieprzyć to. Nie za bardzo wiedziałam, co chcę zrobić. Ale jednego byłam pewna - nie wymsknie mi się tym razem. Popędziłam w jego stronę, zagryzając dolną wargę ze zdenerwowania.
- Sukinsyn. - warknęłam, kiedy byłam już na tyle blisko, by mógł mnie usłyszeć. - Zapłacisz za to, co zrobiłeś. Dla takich jak ty karą powinna być śmierć.

Will?

Od Willa

Był piątkowy wieczór, weekend miałem wolny, a więc leżałem sobie na kanapie i oglądałem jakiś serial kryminalny. Nigdy nie byłem fanem seriali, nie lubię tego, że kończą się w najbardziej ciekawym momencie a później trzeba czekać tydzień lub też dwa na ciąg dalszy. Wykupiłem jednak taką aplikację jak Netflix i oglądam seriale, których jest dostępne już kilka sezonów. Jadłem kanapkę, piłem colę i wpatrywałem się w ekran telewizora, aż nagle mój spokój zakłócił dźwięk telefonu. Westchnąłem ciężko i odebrałem.
- Coś ważnego bo trochę zajęty jestem? - mruknąłem.
- Zajęty? Kurwa, dla nas zawsze masz mieć czas, rozumiesz? - prychnął.
- Dobra, mów co chcesz. - westchnąłem.
- Trzeba wyjaśnić kilka kurw. - powiedział.
- Mówiłem już, wycofuję się z ustawek. A przynajmniej na razie.
- Nie pierdol, za 5 minut cię widzę. - mówiąc to rozłączył się.
Wywróciłem oczami, dokończyłem kanapkę i wstałem z kanapy. Wyłączyłem telewizor, talerzyk włożyłem do zmywarki, założyłem czarną bluzę, buty i wyszedłem z domu.
Miejsce, w które miałem przyjść nie było jakoś bardzo daleko mojego domu. Była to ciemna uliczka, stał tam już Michael, Alfons i Artur.
- W końcu kurwa. - Alfons, dowodzący naszą "paczką" popchnął mnie lekko na ścianę. - Niedługo przestaniemy na ciebie czekać. - prychnął.
- Dobra, nie jęcz. - prychnąłem. - To niby gdzie ci, których mamy "wyjaśnić"? - spytałem od niechcenia.
- Jedna się zwinęła, została druga suka. - splunął śliną na ziemię i wskazał dziewczynę, która po drugiej stronie śpiewała.
- W czym wam ona przeszkadza? - zupełnie nie rozumiałem.
- Mówiłem wam, że nie jest taki jak my. - wtrącił Michael zaciągając się skrętem.
- Przeszkadza i tyle. Dostanie po mordzie i więcej się tu nie pojawi.- uderzył pięścią w dłoń.
Spojrzałem jeszcze raz w stronę dziewczyny, na pewno się nie przyczynię do jej pobicia i też nie pozwolę im tego zrobić. Zawsze były to ustawki z jakimiś gangusami, którym należał się wpierdol, ale na pewno nie dam im skrzywdzić bezbronnej, nieświadomej dziewczyny.
- Sam to załatwię. - powiedziałem pewnie i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź powoli ruszyłem w stronę dziewczyny.
Stanąłem blisko i trzymając dłonie w kieszeni bluzy przysłuchiwałem się jej. Miała naprawdę cudowny głos, aż dziwi mnie że śpiewa na ulicy, a nikt, żadna wytwórnia muzyczna się nią nie zainteresowała. W dodatku była bardzo piękna... mijając niektóre kobiety, myślę sobie, że są ładne i w ogóle, ale ona... była niesamowita. Miała w sobie coś... coś co mnie do niej w dziwny sposób przyciągało. Niewysoka blondynka z brązowymi oczami - zdecydowanie mój ideał. Kiedy skończyła śpiewać, spojrzała na mnie i uśmiechnęła delikatnie. No tak, na tą chwilę byłem jedynym jej słuchaczem. Szybko odwzajemniłem uśmiech.
- Wow... inaczej się nie da opisać. - zaklaskałem w dłonie.
- Dziękuję. - odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Nie jesteś przypadkiem jakąś profesjonalną wokalistką? - podszedłem do niej nieco bliżej.
- Nie. Rozumiem, że to komplement? - zaśmiała się cicho.
- Oczywiście. - uśmiechnąłem się. - Tylko nie zbyt najlepsze miejsce, dla tak pięknej i utalentowanej dziewczyny, zwłaszcza o zmroku. - stwierdziłem.
- Dlaczego? - przechyliła głowę na bok.
- Długo tu mieszkasz? - spytałem, a ona pokręciła przecząco głową. - To miasto z reguły jest bezpieczne, jednak nie jest idealne. Są tu gangi, różne mafie, szemrane paczki, które poszczególne tereny miasta uważają za swoje. - mówiłem patrząc w jej piękne oczy. - Jeśli widzą osobę, która ich zdaniem jest dla nich problemem, w szybki sposób się z nimi rozprawiają a następnego dnia, policja znajduje martwe ciało w śmietniku. - westchnąłem.
- Aż mnie przeszły dreszcze. - przyznała przejeżdżając dłonią po ramieniu i śmiejąc się nerwowo. - Skąd to wszystko niby wiesz?
- Studiuję kryminologię, obecnie odbywam praktyki i miałem już takie przypadki. - wyjaśniłem.
- Rozumiem... w takim razie dziękuję, że mi mówisz... - westchnęła i rozejrzała się.
- Tak w ogóle... jestem Will. - przedstawiłem się podając jej rękę.
- Julia. - lekko ją ujęła i uśmiechnęła.
- Piękne imię, pasuje do ciebie. - mrugnąłem. - Jeśli to cię pocieszy, znam miejsce, przede wszystkim bezpieczne. Tam na pewno będziesz miała wielu słuchaczy. - uśmiechnąłem się.
- Tak? A gdzie? - odwzajemniła gest.
- Na drugiej starówce, niby mniej popularne miejsce, jednak zdecydowanie więcej osób godnych zaufania się tam kręci. - odparłem. - Jeśli chcesz, możemy się tam przejść i przy okazji, gdy już tam będziemy zaproszę na kawę do mojej ulubionej kawiarni, która się tam znajduje. Co ty na to? - cały czas się lekko uśmiechałem.

Julia?

Julia Bellamy

a660fc699411b55ea1535544769794cf.jpg
Godność: Julia Bellamy.
Wiek: 19 lat.
Urodziny: 17 maj.
Pochodzenie: Le Puy-en-Velay, Francja.
Praca: Studiuje historię i archeologię. W wolnym czasie pomaga ojcu w warsztacie samochodowym i ściga się na motocyklach.
Płeć: Kobieta.
Orientacja: Heteroseksualna.
Głos: Lena Del Rey
Motto: "Dostajesz w życiu to, o co masz odwagę prosić."
Aparycja: Wyglądaj jak kwiat niewinny, ale niechaj pod tym kwiatem wąż się skrywa. Wbrew temu - charakter Julii jest niemalże odzwierciedleniem tego, jak wygląda. Jest ona naprawdę niskiego wzrostu, mierzy bowiem ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów. Jej sylwetka jest adekwatna - drobna, szczuplutka i filigranowa, aczkolwiek bardzo kształtna i zgrabna. Obraz greckiej bogini, uwiecznionej w kamiennym posągu. Pokaźnie piersi, wcięcie w talii i zaokrąglone biodra. Jedną z jej pasji jest sport, a ona sama najzwyczajniej w świecie nie potrafiłaby długo usiedzieć w jednym miejscu. Ma niewyczerpalne zasoby energii, które wykorzystuje na regularne treningi. Nie sposób więc - aby jej sylwetka nie była wysportowana i należycie umięśniona. Zamiłowanie to niesie jednak za sobą pewne mankamenty, a mianowicie - całe jej ciało jest niczym zaprawiony w boju, wyszczerbiony miecz - pokryte kilkoma bliznami. Rozwiane, jasne włosy, subtelne rysy twarzy i wyraziste spojrzenie. Czyli wszystko to, co od razu rzuca się w oczy, kiedy widzi się ją po raz pierwszy. Wizja delikatności i niewinności. Wiecznie roześmiane, brązowe oczy. Niewielki nosek i wydatne, różowiutkie usta. A do tego jasna karnacja skóry. Rankiem wygląda niemalże jak śpiąca królewna, którą małe dziewczynki znają z bajek.
Charakter: ,,Wyzwania stawiane ci przez życie nie mają cię sparaliżować - one mają pomóc ci odkryć, kim jesteś."  Widok całej zakrwawionej mamy wywarł na niej tak ogromne wrażenie, że przez półtora roku nie wydusiła z siebie ani jednego słowa. Całkowicie zamknęła się w sobie i stała się bardzo nieśmiała oraz strachliwa. Ciężko walczyła o to, aby być taka, jaka jest dzisiaj. Poświęciła naprawdę wiele, żeby zmienić swoją osobowość. Wyzbyć się lęków i skazy z przeszłości. Udało jej się to w niemalże stu procentach. Wciąż pracuje nad swoją pewnością siebie w kontaktach z innymi. Jest marzycielką, która patrzy na świat przez różowe okulary. Mimo że przeżyła w swoim życiu naprawdę wiele przykrości, wciąż potrafi się śmiać i żartować. Może w mniejszym stopniu, ale jednak. Zawsze stara się szukać pozytywnych cech. Nie jest naiwna, uważa po prostu, że każdy zasługuje na drugą szansę i nie powinno się skreślać ludzi na samym początku. Każdy ma jakieś niedoskonałości i nikt nie jest idealny. I właśnie to czyni nas wyjątkowymi, odróżnia nas od społeczeństwa. W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Słabymi istotami, łamanymi nagłym porywem wiatru. Ale mamy coś, czym możemy się nieskromnie poszczycić. A mianowicie - inteligencja. Bynajmniej Julii jej nie brakuje. Jest mądrą i bystrą dziewczyną, o doskonałej wręcz pamięci. Aczkolwiek bardzo zabieganą, która w tym całym pośpiechu wiecznie o czymś zapomina. Charakteryzuje ją niebywała wrażliwość oraz empatia. Stawia dobro innych ponad swoje własne. Nigdy nie odmówi ci pomocy i wbrew wszystkiemu znajdzie wyjdzie z zaistniałej sytuacji. Choćby nie wiem, jak bardzo złej i patowej. W żadnym wypadku się nie podda i nie zaakceptuje porażki. Jest cholernie ambitna, a także uparta. Doskonałe podstawy do tego, aby osiągnąć życiowy sukces. Niemniej jednak nie potrafi przełknąć urażonej dumy. Bywa towarzyską osobą, łatwo nawiązuje nowe znajomości. Pod warunkiem, że to ta druga strona wykona pierwszy krok. Wystarczy przełamać barierę, a Bellamy otworzy się i pokaże z jak najlepszej strony. Wierna niczym pies, a do tego szczera do bólu. Czy ona naprawdę nie ma ani jednej wady? Ma. Jest cholernie nieodpowiedzialna. Niemniej jednak i nad tym stara się pracować, choć z marnym skutkiem. ,,Urodziłeś się oryginałem, nie umrzyj jako kopia." Ona chce przeżyć swoje życie tak, by po jej śmierci można było nakręcić o nim film. I to nie byle jaką biografię, którą ogląda się tylko powodowanym nudą. Taką, która będzie zasługiwać na samego Oscara.
Partner: Kiedy inne dziewczęta oglądały się za chłopcami, ona śmiała się z nich w duchu, jakież to głupie są i naiwne. A podobno ci, którzy najmniej mówią o miłości - potrafią najsilniej kochać..
 Rodzina: Kiedy Julia była jeszcze małą dziewczynką, liczącą zaledwie pięć wiosen, jej matka - Colette - popełniła samobójstwo. Był to niewyobrażalny cios dla dziecka, które odtąd miało oparcie jedynie w swoim ojczymie - Lazare oraz starszej siostrze - Désiré. Dzieciństwo spędziła w ogromnej posiadłości swojego ojca - Maurice. Mężczyzna starał się, aby córkom niczego nie brakowało. Mimo to, wciąż zapracowany, zapomniał o najważniejszym, a mianowicie - o miłości. 
Zainteresowania: Przede wszystkim muzyka. Julia wprost uwielbia śpiewać. Kiedy zapada zmrok, wychodzi na ulicę i daje wspaniały koncert. Znakomicie gra na keyboardzie. Oprócz tego interesuje się historią, w tym również historią sztuki. Fascynują ją starożytne przedmioty, budowle, a przede wszystkim te, które zostały uznane za zaginione. Właśnie dlatego wybrała taki kierunek studiów. Większość swojego czasu mogłaby spędzić w bibliotece, gdzie szuka starych zbiorów, map i pergaminów, które mogłyby pomóc w odnalezieniu drogi do różnych grobowców, zamków, i tym podobnych. Mechanika - naprawdę się na tym cholera zna. A kiedy wsiądzie na swój motocykl, nie ma sobie równych. Uprawia również sporty. I to naprawdę rozmaite. Jedyną dyscypliną, której nie znosi jest siatkówka. Naprawdę nic nie zdoła jej przekonać, aby zaczęła się tym interesować. Chętnie poświęca czas na rozrywkę, jaką jest oglądanie filmów i gry video. Ale również na coś bardziej edukacyjnego, a mianowicie - czytanie książek oraz obserwowanie nieba nocą przez teleskop. 
Inne: Uwielbia oglądać mecze piłki nożnej | Kibicuje Królewskim oraz Manchester City | Marzy jej się lot w kosmos | Planuje wystąpić w talent show | Pali papierosy | Nie potrafi zasnąć sama w nocy | Jedyną rzeczą, której panicznie się boi, są duchy | Jej siostra odbiła jej narzeczonego, przez co nawiązał się między nimi konflikt. Jednakże nie gniewała się długo na Désiré. Być może dlatego, że nie była aż tak bardzo zakochana. | Miała wypadek na motocyklu. Mimo to nie zrezygnowała z wyścigów.
Zwierzę: Diego
3bce8139b292defd0be2ff74daaa72e4.jpg
Teddy
e6b471a219f81d8dacfe31f446647f97.jpg
Paprot
ccfd53f39e0cdafa3a1e3a9367e4d350.jpg
Kontakt: Julie tta

czwartek, 2 listopada 2017

Rodrigues Nunes

Godność: Rodrigues Nunes
Wiek: 32 lata.
Urodziny: 31 grudnia.
Pochodzenie: Afryka, RPA.
Praca: Sportowiec - bokser oraz piłkarz.
Płeć: Mężczyzna.
Orientacja: Heteroseksualna.
Motto: ,,To, czego boimy się najbardziej, jest z reguły tym, co właśnie powinniśmy zrobić."
Aparycja: Ciągłe treningi, przekraczanie dozwolonej granicy, ćwiczenia ponad swoje możliwości - doprowadziły do pokaźnego rozwoju tkanki mięśniowej. Jego ciało prezentuje się, niczym rzeźba. Sam Michał Anioł pokusiłby się przenieść na płótno tę piękną sylwetkę. Rodrigues poświęcił naprawdę dużo czasu, aby osiągnąć te mięśnie, którymi dzisiaj może się poszczycić. Jest on średniego wzrostu, mierzy bowiem sto osiemdziesiąt centymetrów. Jego ciężar waha się pomiędzy dziewięćdziesięcioma, a stoma kilogramami, dzięki czemu zalicza się do wagi ciężkiej. Ma śniadą karnację oraz niezliczoną ilość tatuaży. Posiada orzechowe oczy, które nieustannie lśnią niezłomnością i pewnością siebie. Brązowe włosy najczęściej prezentują się w porannym nieładzie i harmonizują ze sporym zarostem tej samej barwy.
Charakter: Niewątpliwie cechą wyróżniającą go ze społeczeństwa jest niebywała odwaga, a także ambicja. Jest cholernie uparty, i wcale nie jest to wada. Zawsze dąży do celu ciężką pracą i nigdy nie odpuści. Kiedy coś sobie postanowi, żadna siła go od tego nie odciągnie. Bez względu na przeciwności osiągnie punkt docelowy. Jeśli nie zrobi tego za pierwszym razem, to nie poprzestanie! Nigdy się nie poddaje i nie toleruje słabości. Nie znosi, gdy ktoś narzuca mu swoje zdanie. Jest dominatorem. Broni swoich racji, niczym lwica młodych. W jego sercu drzemie wojownik, zaś w duszy buntownik. Swoje wady stara się przekształcać w tarczę i nie licz, że kiedykolwiek zobaczysz go obnażonego, czy też bezbronnego. On nie pozwala sobie na choćby chwilę słabości. Warto zaznaczyć, że mężczyzna ten jest niebywale wytrzymały na ból. Nie wynika to z jakichś nadludzkich umiejętności, czy też uwarunkowania genetycznego. Rodrigues trenuje do granic możliwości, przekraczając bezpieczną strefę. Często też po prostu bagatelizuje objawy, czy też złe samopoczucie. Chodzi z głową w chmurach, wciąż marząc o czymś nieosiągalnym. Nie radzi sobie z emocjami, ma problemy z agresją i ze złością. Często nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy. A kiedy już wybuchnie - lepiej dla ciebie, gdy uciekniesz w siną dal, jak najdalej, jeśli tylko chcesz pozostać w jednym kawałku. Właśnie dlatego zaczął się bić - chce rozładować kumulujące się wewnątrz złe emocje. Wydawałoby się, że jest to mężczyzna silny, całkowicie pozbawiony uczuć. Tak naprawdę w dzieciństwie był bardzo wrażliwy. Ludzie często to wykorzystywali. Tyle razy wbito mu nóż w plecy, że zaczął marzyć o tym, by być całkowicie pozbawionym uczuć. By serce mu skamieniało i już nigdy na nikim się nie zawiodło. Może i nie został wyprany z emocji, aczkolwiek jego psychika stała się silna. I taką pozostaje, aż po dzisiejszy dzień. Kiedy wchodzi na boisko przemienia się w dzika, o sokolim wzroku oraz idealnym wyczuciu czasu. Nie boi się ryzykownych akcji, lubi igrać z losem. Zawsze daje z siebie sto procent. Niezależnie, jaki to jest mecz. "Jest jak więzień w złotej klatce, wolny jest tylko na boisku..." Wstaje rano i codziennie chce być lepszy. To przenosi się na każdą dziedzinę jego życia. Robi wszystko, aby nie przegrać. Kiedy wchodzi na ring, staje się istnym wulkanem. Huraganem, który rozmiecie w pył swojego przeciwnika. Uwielbia przygody, nowe doznania. Jest niecierpliwy i wręcz nie znosi monotonii , Nie potrafi długo usiedzieć w jednym miejscu, drzemią w nim bowiem ogromne pokłady energii. Jest to typ zdobywcy - niesamowitą przyjemność sprawia mu odkrywanie czegoś nowego, zgłębianie tajemnic wszechświata. Bywa romantyczny, szarmancki i elokwentny. Jednakże nie jest wtedy prawdziwym sobą. Tym optymistycznym mężczyzną, który życie traktuje z przymrużeniem oka. Niemniej jednak, kiedy się zakocha - gotów jest poświęcić wszystko dla swojej wybranki. Skoczyłby za nią w ogień, zszedł na samo dno piekieł, nie ma rzeczy, której by nie zrobił. Jest bezpośredni i zboczony. Wydawałoby się, że idealną partnerką byłaby dla niego kobieta silna, równie szalona jak on. Nic bardziej mylnego. Rodrigues woli zdecydowanie inteligentne, wrażliwe dziewczęta. Te jednakże uciekają przed draniami. Ale źli chłopcy robią to zdecydowanie lepiej. A zresztą.. on nie jest całkowicie niegrzeczny. Może odrobinę. W gruncie rzeczy, to bardzo sympatyczny i uczynny człowiek.. A przynajmniej takim chciałby być.
Partner: Wrażliwa kobieta nigdy nie będzie szczęśliwa z głupcem. A mimo to on ślepo wierzy, że gdzieś tam czeka na niego ta jedyna.
Rodzina: Jego biologiczna matka oddała go do domu dziecka. Nie zabawił tam jednak długo, gdyż pod swoje skrzydła przygarnęli go Konan i Lesedi Nunes. Było to małżeństwo z długim stażem, które od zawsze marzyło o dziecku. Rodrigues miał dzieciństwo, niczym z bajki. Wychowywał się na wsi i nigdy niczego mu nie brakowało. Miał dwoje braci, również adoptowanych - Karima oraz Ricardo. Jego ojciec prowadził gospodarstwo, zaś matka była pielęgniarką. 
Zainteresowania: Wszelkie sporty - piłka nożna, boks, pływanie, piłka ręczna, koszykówka, sporty ekstremalne. Motoryzacja, a w szczególności motocross. Muzyka - potrafi całkiem nieźle śpiewać, gra na fortepianie, trąbce oraz gitarze. Uwielbia podróżować po świecie, odkrywać nowe rzeczy i zgłębiać tajemnice wszechświata. 
Inne: Należy do gangu motocyklowego | Zanim zaczął walczyć w MMA, brał udział w nielegalnych zakładach | Gra na pozycji bramkarza | Należy do klubu AS ROMA | Nie ma żadnych uzależnień | Uwielbia grać na swoim xboxie | Menadżerem Rodriguesa jest jego własny brat | Ma w planach wzięcie udziału w talent show. | Marzy o locie w kosmos. 
Pojazd: Land rover, Yamaha 
Zwierzę: Hespera
Kontakt: Julie tta